-Już dojeżdżamy
-Świetnie. -Byłam tak zestresowana, zła na siebie, że
dopuściłam do tego aby mój brat doszedł do takich wniosków co ze mnie za
siostra! Zsiadłam z motocyklu, niezgrabnie rzuciłam kask do Kamila, i pobiegłam
ile sił w nogach. Chwile później byłam już w szpitalu padłam do szpitala.
Recepcjonistka popatrzyła na mnie z zakłopotaniem
Dzień dobry, przed chwilą, przywieziono tu mojego brata, on
połknął jakieś tabletki. Rafał Koch.
-Tak przywieziono. Ale niestety nie mogę pani udzielić na
razie informacji, gdyż trwają badania.
-Oczywiście, a może mi pani powiedzieć gdzie jest ta sala.
Chciałabym być blisko.
-Proszę na razie usiąść tutaj. Dobrze ?
-Okey - rzuciłam z grymasem na twarzy i wybrałam się na
jedno z wolnych krzeseł. Nie minęła
minuta, poczułam czyjś oddech na sobie.
-Tu jesteś, czemu nie poszłaś do niego ? –Szepnął mi
delikatnie do ucha, poczułam gęsią skórkę na rękach.
-Nie wpuścili mnie, trwają jakieś badania.
-Aha.
-Siadaj, co tak stoisz. Pewnie to jeszcze chwile potrwa.
Usiadł wyprostowany , z grobową miną.
-Chcesz o tym pogadać ? –Najpierw to powiedziałam, później
pomyślałam co ja robię.
-A ty chcesz pogadać ? –Odrzekł pytaniem na pytanie.
-Nie za bardzo
-No widzisz. Rozumiemy się bez dwóch zdań – gdybyśmy nie
byli w szpitalu, a pare sal dalej nie
leżał by mój najukochańszy ‘Rusti , pewnie dostał by w twarz.
Po około 14 minutach ( W szpitalu było pełno zegarków, więc
postanowiłam zając się liczeniem minut. Wszystko tylko nie ta straszna gonitwa myśli )
Do szpitala weszła mama. Wstałam, i podeszłam do niej. Była
zagubiona, nie wiedziała w którą stronę iść. Chciałam ją przytulić jednak
odepchnęła mnie. Podeszła do biurka recepcjonistki i zaczęła z nią rozmawiać . Nie wiem o czym .
Oczy zaszły mi łzami , stałam osłupiała i nie miałam pojęcia co ja mam robić.
-Chodź, jest zdenerwowana. Ciiii.
-Nie! puść mnie. - Podbiegłam do pielęgniarki.
-Gdzie leży mój brat ? Wychlipałam szeptem .
-Nazwisko ?
-Koch Rafał
-Przykro mi nie.. dalej nie słyszałam, zaczęłam biec. .niech
pani się zatrzyma. Nie może pani .
Nie wiem co ja wyprawiałam. Nawet nie wiedziałam gdzie on
tak naprawdę jest. Stanęłam rozejrzałam się na boki. Teraz nie tylko brata
zgubiłam ale i siebie.
Poczułam na sobie czyjś dotyk , czyjś oddech.
-spokojnie, jestem przy tobie. Wtuliłam twarz w jego ramię.
Objął mnie. Zaczęłam szlochać. –To wszystko mnie przerasta Kamil
-Wiem. Cichutko ..- popatrz na mnie . Uniósł moją twarz na wysokość
swojej. Nie płacz, proszę cię. Musisz być teraz silna dla niego. Rozumiesz. ?
Ja tu jestem , ale ty musisz przebaczyć samej sobie . wiesz o tym ?
-A ty ? Przecież widzę jak cię to męczy. Nie znam cię od dziś. Widziałam
cię jak się tarzałeś ze śmiechu .Jak robiłeś z siebie przykładnego idiotę. Jak
płakałeś z bólu, jak pokłóciłeś się z dziewczyną, i nawet twoje rozżalenie że
niema twoich ulubionych lodów pistacjowych. Ale tyle smutku, żalu i cierpienia
jeszcze nie widziałam. Wmawiasz mi że mam sobie przebaczyć. A ty wybaczyłeś
sobie ? Wyrwałam się z jego objęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz