Zadzwoniłam wczoraj
do Malwiny, poznałyśmy się na obozie literackim, nasz kontakt się urwał, każda
wróciła do domu, do własnych spraw i problemów, nie było kiedy zadzwonić ani
się spotkać, jednak teraz to ja potrzebowałam dachu nad głową, i to jak najszybciej .Byłam zdziwiona kiedy
Malwina poznała mnie po pierwszych słowach, oszczędzając mi tym samym zbędnych
wyjaśnień i tłumaczeń .Nasze mamy rozmawiały przed wyjazdem i kiedy czekały na
nasz powrót również, więc i w oczach rodziców Malwiny nie byłam obca.
Z początku
powiedziałam ,że przyjechałam załatwić pewną sprawę, a hotel który opłaciłam był w złym stanie
,dlatego pomyślałam o koleżeńskiej pomocy.
Szczerze, nigdy
nie lubiłam nocować u innych, czułam się tam nieswojo, i jak ktoś zbędny
,ustawiony bez powodu, bez sensu. Dlatego i w tej sytuacji bardzo ciężko było
mi się przemóc , ale kiedyś trzeba.
Stałam chwile
pod drzwiami koleżanki z obozu, zastanawiając się czy na pewno dobrze robię,
jednak wciąż sobie powtarzałam że nie ma innego wyjścia .
Ich mieszkanie
było zadbane, delikatne i urządzone z wyczuciem. Podałam rękę mamie Malwiny
która podała swoją pewnie, ale z ciepłym uśmiechem, co mnie trochę uspokoiło .
Jej tata, nie
wrócił jeszcze do domu, tak więc choć to odpadło na później .
Czułam się
strasznie niezręcznie i nie mogłam nad tym zapanować trzymałam się swojej
wersji, i dalej szłam po ciemku.
W pokoju
Malwiny usiadłam na skrawku uszka, trzymając trzęsące się ręce na kolanach
obserwowałam całą sytuacje.
Jedząc
przygotowany przez mamę Malwiny posiłek , miałam ochotę wszystko zwrócić. Mój
żołądek nie był zaspokajany w ostatnim
czasie, a teraz tego jest tak dużo.
Czułam na sobie
wzrok innych domowników. Niby każdy patrzył się w swój talerz ale ta niesforna
cisza.
-Na długo
przyjechałaś ? –przerwała Pani Anna
-mm. Jeszcze dokładnie
nie wiem, ale na parę dni . Niedługo
wracam. Bardzo dobry obiad. – Coś kultury z domu jednak wyniosłam.
-Bardzo
dziękuje, jest jeszcze deser..- ja to dziękuje jestem bardzo najedzona. –szybko
zareagowałam.
-Ja też
mamusiu, my pójdziemy już na górę –
wtrąciła się Malwina ciągnąc mnie za rękę po schodach. Kiedy znalazłyśmy się w
pokoju znów miałam ochotę stamtąd uciec.
-Malwina ?
-Tak ?
-Może gdzieś
wyjdziemy…-zapytałam niechętnie
-Ale co masz na
myśli ? –uśmiechnęła= się znacząco . Godzinę
później, jechałyśmy tramwajem do klubu znajdującego się w centrum Wrocławia. Mama
Malwiny zgodziła się byśmy zanocowały u innej koleżanki z tegoż feralnego
obozu, czyli tym samym zgodziła się na noc w klubie ,a przynajmniej wieczór.
Muzyka była tak
głośna ,że miało się wrażenie jakby płynęła we mnie. To dawało lekkie drganie
ciała .-tam z tyłu widzę wolne, chodź-prowadząc nas na wcześniej wskazane
miejsce, czułam wzrok innych na sobie. Jakby wszyscy wiedzieli, że uciekłam z
domu, że tak zawiodłam swoją rodzinę. Szybko odrzuciłam te myśli. Zamierzałam
się dobrze zabawić. Zamówiłyśmy sobie na początku sok porzeczkowy, upiłyśmy
parę łyków i pognałyśmy na parkiet. Muzyka była świetna, mimo tak wysokiej częstotliwości
dawałyśmy radę . Ludzi było pełno. Wiecznie ktoś się przepychał i uderzał mnie
łokciem.
Zmęczone
upadłyśmy na kanapę i sączyłyśmy dalej nasze soki.
-Ja idę dalej,
nasiedzę się w domu, idziesz ?
-Nie ja zostanę
jeszcze chwile – odparłam schrypniętym głosem.
-Jak chcesz- i
jak stała, już jej nie było. Czułam jak mnie obserwują, spuściłam wzrok w rogu
leżała torebka Malwiny. Długo nie spuszczałam z niej wzroku. Potrzebowałam
pieniędzy. To klub mógłby to zrobić każdy nie od razu ja. Sięgnęłam po skórzaną
kopertówkę Wyjęłam portmonetkę. Pełna nadziei,
i strachu odpięłam zamek wyciągając 200 złoty.
Po chwili poczułam czyjś oddech
na szyi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz