sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 17


Zadzwoniłam wczoraj do Malwiny, poznałyśmy się na obozie literackim, nasz kontakt się urwał, każda wróciła do domu, do własnych spraw i problemów, nie było kiedy zadzwonić ani się spotkać, jednak teraz to ja potrzebowałam dachu nad głową,  i to jak najszybciej .Byłam zdziwiona kiedy Malwina poznała mnie po pierwszych słowach, oszczędzając mi tym samym zbędnych wyjaśnień i tłumaczeń .Nasze mamy rozmawiały przed wyjazdem i kiedy czekały na nasz powrót również, więc i w oczach rodziców Malwiny nie byłam obca.
Z początku powiedziałam ,że przyjechałam załatwić pewną sprawę, a  hotel który opłaciłam był w złym stanie ,dlatego pomyślałam o koleżeńskiej pomocy.
Szczerze, nigdy nie lubiłam nocować u innych, czułam się tam nieswojo, i jak ktoś zbędny ,ustawiony bez powodu, bez sensu. Dlatego i w tej sytuacji bardzo ciężko było mi się przemóc , ale kiedyś trzeba.
Stałam chwile pod drzwiami koleżanki z obozu, zastanawiając się czy na pewno dobrze robię, jednak wciąż sobie powtarzałam że nie ma innego wyjścia .
Ich mieszkanie było zadbane, delikatne i urządzone z wyczuciem. Podałam rękę mamie Malwiny która podała swoją pewnie, ale z ciepłym uśmiechem, co mnie trochę uspokoiło .
Jej tata, nie wrócił jeszcze do domu, tak więc choć to odpadło na później .
Czułam się strasznie niezręcznie i nie mogłam nad tym zapanować trzymałam się swojej wersji, i dalej szłam po ciemku.
W pokoju Malwiny usiadłam na skrawku uszka, trzymając trzęsące się ręce na kolanach obserwowałam całą sytuacje.
Jedząc przygotowany przez mamę Malwiny posiłek , miałam ochotę wszystko zwrócić. Mój żołądek nie był zaspokajany  w ostatnim czasie, a teraz tego jest tak dużo.
Czułam na sobie wzrok innych domowników. Niby każdy patrzył się w swój talerz ale ta niesforna cisza.
-Na długo przyjechałaś ? –przerwała Pani Anna
-mm. Jeszcze dokładnie nie wiem, ale na parę  dni . Niedługo wracam. Bardzo dobry obiad. – Coś kultury z domu jednak wyniosłam.
-Bardzo dziękuje, jest jeszcze deser..- ja to dziękuje jestem bardzo najedzona. –szybko zareagowałam.
-Ja też mamusiu, my pójdziemy już na górę  – wtrąciła się Malwina ciągnąc mnie za rękę po schodach. Kiedy znalazłyśmy się w pokoju znów miałam ochotę  stamtąd uciec.
-Malwina  ?
-Tak ?
-Może gdzieś wyjdziemy…-zapytałam niechętnie
-Ale co masz na myśli ? –uśmiechnęła= się  znacząco . Godzinę później, jechałyśmy tramwajem do klubu znajdującego się w centrum Wrocławia. Mama Malwiny zgodziła się byśmy zanocowały u innej koleżanki z tegoż feralnego obozu, czyli tym samym zgodziła się na noc w klubie ,a przynajmniej wieczór.
Muzyka była tak głośna ,że miało się wrażenie jakby płynęła we mnie. To dawało lekkie drganie ciała .-tam z tyłu widzę wolne, chodź-prowadząc nas na wcześniej wskazane miejsce, czułam wzrok innych na sobie. Jakby wszyscy wiedzieli, że uciekłam z domu, że tak zawiodłam swoją rodzinę. Szybko odrzuciłam te myśli. Zamierzałam się dobrze zabawić. Zamówiłyśmy sobie na początku sok porzeczkowy, upiłyśmy parę łyków i pognałyśmy na parkiet. Muzyka była świetna, mimo tak wysokiej częstotliwości dawałyśmy radę . Ludzi było pełno. Wiecznie ktoś się przepychał i uderzał mnie łokciem.
Zmęczone upadłyśmy na kanapę i sączyłyśmy dalej nasze soki.
-Ja idę dalej, nasiedzę się w domu, idziesz ?
-Nie ja zostanę jeszcze chwile – odparłam schrypniętym głosem.
-Jak chcesz- i jak stała, już jej nie było. Czułam jak mnie obserwują, spuściłam wzrok w rogu leżała torebka Malwiny. Długo nie spuszczałam z niej wzroku. Potrzebowałam pieniędzy. To klub mógłby to zrobić każdy nie od razu ja. Sięgnęłam po skórzaną kopertówkę  Wyjęłam portmonetkę. Pełna nadziei, i strachu odpięłam zamek wyciągając 200 złoty. 
Po chwili poczułam czyjś oddech na szyi.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz